niedziela, 21 września 2014

Część dwunasta

                                                       ~Caroline~

 W Nowym Orleanie ani trochę nie wiało nudą. Cały czas coś się działo. Byłam nieco przybita przez sprawę związaną z zaginięciem Hayley. Nawet jeśli wcześniej marzyłam o tym, żeby wyszła i nie wracała. Wilczyca jest wkurzająca, ale w tej chwili… Jest mi bardzo szkoda Klausa. Nie mogę patrzeć na jego nieszczęście. Dlatego też zdecydowałam się pomóc w poszukiwaniach, chociaż tak naprawdę niewiele mogę.  W przeciwieństwie do Daviny, która może chyba wszystko.  Rzuciła zaklęcie namierzające i dzięki temu wie jak wytropić Hayley. Cały czas jest pod wpływem magii.
 Jestem pewna, że nastolatka sama poradziłaby sobie z odnalezieniem przyszłej matki, lecz jednak miała dosyć spore towarzystwo. Swojego przyjaciela, Marcela, Rebekę, Elijah, no i Klausa, który wówczas trzymał mnie za rękę. Tak, pomimo tej całej trudnej dla niego sytuacji Klaus ciągle trzymał mnie za rękę. To było przepiękne uczucie, nawet nie potrafiłam tego opisać. Wiem tylko, że Tyler nigdy tak na mnie nie wpływał. Najwyraźniej nie był tym jedynym. Z tego wychodzi, że to Klaus nim jest. Może to prawda. Może rzeczywiście Pierwotny jest mi przeznaczony. Chyba za dużo o tym myślę, powinnam po prostu cieszyć się tym, że jestem kochana z wzajemnością. A wiem, że jestem.
-Czy to długa droga? – akcent Klausa wyrwał mnie z zamyślenia.
-To na drugim końcu Nowego Orleanu – odrzekła Davina. – Ale dla nas chyba nie powinno stanowić to problemu. Nie jesteśmy zwyczajnymi ludźmi.
-Dziewczyna ma rację – przyznał brat mojego chłopaka, Elijah.
-Musimy trochę przyspieszyć – rzekła młoda czarownica. – Hayley jest w niebezpieczeństwie.
-W takim razie, nie mamy na co czekać – wtrąciłam się do dyskusji. – Davino, mogłabyś nas jakoś przenieść za sprawą magii?
-Spróbuję – odrzekła Davina.

                                                             ~Hayley~

 Czułam się naprawdę fatalnie. Z każdą minutą coraz bardziej słabłam. Na moment nawet straciłam świadomość i przestało do mnie docierać co mówi Nathan. Jego dwie przyjaciółeczki mnie przerażały. W ich oczach widziałam tylko mrok, ciemność i zło. Cały czas trzymałam się za brzuch obawiając się, że zrobią coś mojemu dziecku.
-Więc to ona – usłyszałam głos blondynki, która chyba miała na imię Emma.
-Tak, zróbcie z nią porządek. Zabijcie ją i dziecko.
Przeraziłam się. Tak bardzo chciałam ratować życie mojego dziecka, ale nie mogłam. Byłam zablokowana. Myślałam, że to już jest koniec. Chciałam się poddać, bo wydawało mi się, że nie mogę zrobić nic. Zupełnie nic.

 I wtedy ujrzałam kilka sylwetek. Rozpoznałam ich dopiero po chwili. Pierwszą osobą, którą poznałam był nie kto inny jak Elijah. Zaraz po nim spostrzegłam Rebekę i Klausa. Ojcu mojego dziecka towarzyszyła też Caroline. Nie rozumiałam jej obecności, ale nie było czasu, aby się nad tym zastanawiać. Dostrzegłam też potężną czarownicę, Davinę i jej przyjaciela Marcela.
-Wypuść ją! – krzyknął Klaus i od razu pobiegł w moją stronę, nie czekając na jakąkolwiek reakcję.
-Poczekaj, pomogę ci! – zawołała Forbes.
-Jestem pod wrażeniem, że znaleźliście wilczka, ale uwierzcie mi, nic wam to nie da. Moje czarownice i tak ją zabiją.
Zastanawiałam się dlaczego Nathan jest taki pewny siebie, ale przekonałam się o tym, gdy tylko Caroline dotknęła sznura, którym miałam związane ręce.

-Cholera! – zaklęła.
-Nie zdążyłem ostrzec, że wszystko jest pokryte werbeną – na twarzy Nathana znowu pojawił się ten złowrogi uśmieszek. – Chociaż, właściwie to wcale nie zamierzałem.
Wtedy Davina wkroczyła do akcji i zastosowała swoje czary. Najwyraźniej przyprawiła Nathana o magiczną migrenę. Widziałam  już takie tricki, na przykład w przypadku Bonnie Bennett, ale z tego co zauważyłam Davina była o wiele silniejsza. Nathan krzyczał i zwijał się z bólu, tak, że prawie zemdlał.
 Rebekah też przyczyniła się do pomocy. Szarpnęła Samanthę za kurtkę i przyciągnęła ją do siebie. Spojrzała jej prosto w oczy i powiedziała „Teraz wypuścisz moją przyjaciółkę Hayley, a jedyną osobą, którą zabijesz jest ten facet” – wskazała na Nathana. Samantha tylko pokiwała głową i zaczęła rozwiązywać sznury, którymi byłam związana.
 Emma już chciała ją powstrzymać, ale Elijah zdążył zająć się tą niby czarownicą. Zrobił dokładnie to samo co Rebekah z Samanthą.
-Najwyraźniej czarownice nie miały w sobie werbeny – rzekł Mikaelson.
Emma i Samantha w końcu mnie uwolniły, a Nathan? Po chwili był martwy.
-Dziękuję! – rzuciłam się na szyję Pierwotnemu. – Myślałam, że już jestem martwa.
-Już więcej nie spuszczę cię z oka – Elijah czule mnie przytulił.

                                                          ~Klaus~

 Ulżyło mi kiedy zobaczyłem jak czarownice pod wpływem hipnozy wypuszczają Hayley. Nie musiałem się już martwić o swoje dziecko, co bardzo mnie ucieszyło. Przybyliśmy w ostatniej chwili, ale na szczęście udało nam się ją uratować.

-Twoje dziecko ocalone – uśmiechnęła się do mnie Caroline.
-Podziękujcie Davinie – wtrącił się Marcel.
-On ma rację – przyznała moja ukochana.
-Dziękujemy, Davino – zwróciłem się w stronę nastolatki.
-Zawsze do usług – uśmiechnęła się.
-Teraz chyba możemy wrócić do domu – odezwała się moja siostra.
Wtedy ujrzałem, że Hayley skrzywiła się, jakby z bólu i upadłaby na ziemię gdyby nie to, że mój brat ją złapał.
-Dobrze się czujesz? – spytał dziewczynę.
-Ze mną w porządku, ale dziecko musi być głodne.
-Musimy się pospieszyć – oznajmiła Rebekah.
-Może po prostu znowu się przeteleportujemy? – zasugerowała Davina.
Wszyscy przystanęli na propozycję młodej czarownicy.

Davina rzuciła czar i dzięki niej za chwilę znaleźliśmy się w naszym domu.
-To my się już z wami pożegnamy – rzekł Marcel.
-Dziękuję wam za wszystko – odpowiedziała Hayley.
Marcel i jego przyjaciółka prawdopodobnie nie zdążyli usłyszeć tych słów, bo zanim wilczyca dokończyła oni już zniknęli z naszych oczu.
-Połóż się, Hayley – zaproponował mój starszy brat. – Rebekah?
-Tak, już idę gotować mleko – odrzekła moja młodsza siostra.
Byłem szczęśliwy, że sprawę z Hayley mamy wreszcie za sobą, dlatego że mogłem zająć się Caroline.

-Teraz jest czas dla nas? – zwróciłem się do swojej dziewczyny.
-Chyba może być.
-Nadrobimy nasz stracony poranek?
-Jeśli tylko chcesz.
-To oczywiste, że chcę, kochana.
Caroline nie potrzebowała więcej słów. Po prostu wyciągnęła szczotkę i przeczesała włosy. Nie wiedziałem po co to robi, skoro wygląda idealnie, ale wolałem nie wnikać.
-Teraz możemy iść.
Nie odpowiedziałem, tylko chwyciłem wampirzycę za rękę. Było po południu, więc na zewnątrz znajdowało się całkiem sporo ludzi. Wobec tego ten spacer nie będzie wyglądał tak, jak wtedy, o poranku, ale najważniejsze jest to, że się odbędzie.
 Idąc ulicami Nowego Orleanu, Caroline spytała mnie:
-Jak się czujesz?
-Dobrze, dlaczego pytasz kochana?
-Martwiłeś się o Hayley.
-Ona nosi moje dziecko. Ale uratowaliśmy ją.
-Nie sądziłam, że jesteś taki uczuciowy.
-Nie jestem.
-A jednak.
-Nieprawda.
-Wmawiasz sobie. Ale dlaczego? To dobra cecha.
-Tak sądzisz?
-Oczywiście.
-Chcesz zobaczyć moje uczucia?

Nie czekałem na odpowiedź. Po prostu przyciągnąłem Caroline jak najbliżej siebie. Trzymając dłońmi jej śliczną twarz zacząłem ją namiętnie całować. Nie obchodziło mnie to, że wokół jest pełno ludzi, którzy mogą się na nas gapić, jedyne na czym się skupiałem to wpychanie jej języka do buzi. Dziewczyna bez wahania to odwzajemniała. Byłem w siódmym niebie. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie i nigdy bym się nie znudził. Przy żadnej, absolutnie żadnej dziewczynie nie czułem się tak, jak przy Caroline Forbes.
 Oczywiście, wiedziałem, że nie będziemy całować się w nieskończoność, lecz sądziłem, że potrwa to trochę dłużej. Coś jednak przerwało nam ten moment. Strzał. Najpierw usłyszałem głośny huk, a za chwilę zobaczyłem jak Caroline wyślizguje się z moich objęć, krzywiąc się z bólu. Ktoś musiał w nią wcelować.

 Złapałem dziewczynę i przeciskając się przez zgromadzony wokół tłum zaciekawionych twarzy zaniosłem ją do domu. Liczyłem na to, że może w międzyczasie zorientuję się kto strzelał, ale nic z tego. Było tam o wiele za duże zgromadzenie, a ja miałem za mało czasu, żeby przyjrzeć się każdemu z osobna.
 W tempie takim, jak przystało na Pierwotną Hybrydę, niosąc Caroline na rękach z powrotem znalazłem się w domu. Niemal od razu położyłem ranną wampirzycę na pierwszym lepszym łóżku i podałem jej swą krew.
-Co z nią? - zapytał Elijah nagle stając w progu.
-Zaraz powinna wydobrzeć, dostała moją krew.
-Co się stało? - ciągnął brat.
-Ktoś w nią strzelał. To wyglądało jakby naprawdę chciał ją zabić, ale na szczęście nie wcelował w serce.
-Wiesz kto to był?
-Nie mam pojęcia. Było tam pełno ludzi, nie zauważyłem nikogo podejrzanego.
-Miej ją na oku, Niklaus. Z tego co widzę, nie tylko Hayley grozi niebezpieczeństwo.
-Tylko kto mógłby pragnąć śmierci Caroline? I dlaczego? - zastanawiałem się.
-Nie wiem, bracie, ale radzę ci nie spuszczać jej z oka.
-Nie zamierzam. Jeszcze dorwę tego drania co w nią strzelał i sam go zabiję. Nikt nie będzie krzywdził Caroline.

10 komentarze:

vileslut pisze...

jak zwykle cudowny rozdział, do tego długi:* czekam na kolejny <3

Anonimowy pisze...

kto postrzelił Caroline?! no kto ja się pytam?! chcę już następną cześć :** /@KasiulkaZmierzch

Unknown pisze...

cudowny jak zwykle.Kiedy kolejny.wielka fanka <3 http://ask.fm/AlicjaSadowska

Unknown pisze...

@KasiulkaZmierzch dowiesz się w następnym rozdziale ;)
@pinkieee heaart dziękuję, postaram się w przyszłym tygodniu :3

Unknown pisze...

Hayley i Elijah pasują do siebie :) Biedna Caroline, jestem ciekawa kto w nią strzelał. Czekam na kolejny rozdział.

Anonimowy pisze...

maatko jak to wciąga ;o
no cudowne! <3
i wszystko doskonale opisane ze szczegółami :D
czekam na następny :) /Fabulously

Unknown pisze...

Cudownie ! :)
Rozdział normalnie proo <3
Biedna Caro :c
Czekam na następny rozdział :))
/Salvi

Anonimowy pisze...

Super rozdział , cieszę sie że Hayley nic sie nie stało :) Czekam na kolejny ten jest mega <3 Jestem ciekawa kto sztrzelał do Caroline i dlaczego :) @serduszkoo13

Unknown pisze...

Kochaaaam <3 Kocham ten rozdział tak samo mocno jak i Twój talent, tak jak i Ciebie <3 Poważnie jestem mega ciekawa dalszego ciągu i kto strzelał do naszej Caro :) Dobrze, że Hayley jest cała :) No i co jeszcze? Tak jak już mówiłam ostatnie zdanie Klausia mnie powaliło <3 Uwielbiam, gdy on tak sie o nią troszczy :) So sweet *.* A jednak do końca nie stracił swojego złego charaktery ^^ Czekam na następny rozdział ♥♥♥
W tym wszystko jest cudownie ;*
Pozdrawiam <3 ;) Życzę weny :)

Anonimowy pisze...

Mam pytani kiedy następny rozdział w godzinę przeczytałam wszystkie :D

Prześlij komentarz