Moje samopoczucie było nietypowe. Wprawdzie lepsze niż wcześniej zważywszy na to, że Klaus poczęstował mnie swoją krwią, ale wciąż czułam się roztrzęsiona po wczorajszym zajściu. Całowałam się z Klausem, aż nagle ktoś po prostu mnie postrzelił. Chciałabym wiedzieć kto i dlaczego. Bałam się, bo zdawałam sobie sprawę, że grozi mi niebezpieczeństwo.
-Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie Klaus.
-Lepiej, dziękuję - odparłam.
W oczach Klausa dostrzegłam coś, co nazwałabym smutkiem. Może zmartwieniem, a może nawet strachem. W każdym razie nie widziałam w nich pozytywnego uczucia.
-Napij się - zaproponował podając mi szklankę z wodą.
-Dziękuję.
Wzięłam łyka wody do ust, ale to zamiast polepszyć, tylko pogorszyłam sprawę. Zakrztusiłam się. Najwyraźniej ktoś dosypał do szklanki werbenę. Ewidentnie ktoś chce zrobić mi krzywdę.
-Co się dzieje, kochana?
-Werbena... - wyszeptałam.
-Werbena? W szklance wody? Ktoś tu chyba nie wie z kim zadziera... A zadziera ze mną, Pierwotną Hybrydą.
-Sądzisz, że to ta osoba, która do mnie strzelała?
-Jestem tego pewien.
-Jak zamierzasz się dowiedzieć kto to?
-Zająłbym się tym sam, ale nie mogę cię zostawić. A ty będziesz bezpieczniejsza, jeśli zostaniesz w domu. A ja muszę cię pilnować. Dlatego pomyślałem o Davinie...
-Znów chcesz wykorzystać moc tej dziewczyny?
-Nie mogę siedzieć bezczynnie. Idę zadzwonić do Marcela - rzekł Klaus i pocałował mnie delikatnie w czoło.
~Klaus~
Najpierw ktoś jak gdyby nigdy nic strzela do mojej dziewczyny, a potem dosypuje jej truciznę na wampiry do szklanki. Miałem tego dosyć. Kto ma czelność tak bezkarnie robić jej krzywdę? Nie mogłem tego dłużej znieść. Musiałem się jak najszybciej zemścić. Potrzebowałem tylko czarownicy, Davina jest zdolna do wszystkiego.
Wykręciłem numer Marcela.
-Halo? - usłyszałem w słuchawce głos przyjaciela.
-Marcel, przychodź natychmiast. Mam duży problem. Koniecznie weź ze sobą Davinę!
-Znowu coś z Hayley?
-Tym razem z Caroline.
-To jeszcze gorzej.
-Pospiesz się.
Gdy tylko się rozłączyłem z powrotem usiadłem na łóżku, przy Caroline. Nie wyglądała najlepiej. Nie wiem czy to wciąż efekt strzału, czy może raczej werbeny, ale blondynka zdawała się być osłabiona.
-Potrzebujesz więcej mojej krwi? - zwróciłem się do dziewczyny.
-Nie, nic mi nie jest - starała się mnie uspokoić, ale w samym tonie głosu słyszałem, że nie czuje się dobrze.
Nie miałem zamiaru na to patrzeć, dlatego też podałem jej kolejną porcję swej krwi.
Na szczęście nie zaprotestowała, tylko grzecznie się pożywiła.
Wtedy usłyszałem głos swojej siostry, Rebeki:
-Nik, ktoś do ciebie.
Ulżyło mi, bo to pewnie Marcel i Davina. Liczyłem na to, że czarownica w jakiś sposób pomoże mi schwytać tego idiotę, który strzelał do mojej ukochanej.
-Wpuść ich - odpowiedziałem.
-Raczej jego - usłyszałem za sobą męski głos.
Odwróciłem się i aż mnie zamurowało. Nie ujrzałem ani Marcela, ani Daviny. Przede mną stał nie kto inny, jak... Tyler Lockwood.
-Zapewniam cię, że czarownice nie będą potrzebne.
-Tyler? Co ty tu robisz? - odezwała się Caroline.
-Czego chcesz? - również zadałem pytanie.
-Poczułem wyrzuty sumienia...
~Caroline~
Co tu się do cholery dzieje? Z tego co wiem, Klaus dzwonił do Marcela, więc jakim cudem w naszym domu znalazł się mój były chłopak? Co on tu w ogóle robił? Zjawia się nie wiadomo skąd i wpada do pokoju z tekstem "poczułem wyrzuty sumienia". O co chodzi?
-To wszystko przeze mnie... Przepraszam, nie panowałem nad sobą.
-O czym ty mówisz? - wyrwałam się z łóżka.
-Nie mogłem znieść tego, że Caroline jest szczęśliwa z kimś innym niż ja - chyba zwracał się bardziej do Klausa niż do mnie. - I to z kimś, kto zabił moją mamę. I nie mogłem znieść tego, że ktoś kto zabił moją mamę jest szczęśliwy. I to z moją byłą dziewczyną.
-Nadal nie rozumiem... - powiedziałam.
-Chociaż chciałbym zabić Klausa, to nie mogę.
-Dlatego próbowałeś zabić mnie... - nie mogłam w to uwierzyć.
Zanim Tyler zdążył odpowiedzieć Klaus się na niego rzucił. Wcale nie zdziwiła mnie taka reakcja Pierwotnego, ale powstrzymałam go. Chciałam zamienić z Tylerem ostatnie słowa.
Stanęłam z nim twarzą w twarz.
-Nie wierzę w to Tyler! Po prostu nie mogę uwierzyć! Jak ty mogłeś?! Nie lubisz Klausa, okej... masz powody. Ale to chyba jeszcze nie powód, żeby chcieć mojej śmierci! Gdyby tobie kiedykolwiek na mnie naprawdę zależało to miałbyś dla mnie choć trochę szacunku, a tu co widzę?! Nie spodziewałam się tego po tobie... I wiesz co? To co teraz powiem może cię zranić, ale po tym co mi zrobiłeś ani trochę mnie to nie obchodzi! Kocham, bardzo kocham Klausa! To miłość mojego życia! A ciebie... Ciebie po prostu szczerze nienawidzę... - nie wytrzymałam i uderzyłam Tylera z liścia.
-Przepraszam Caro... - Klaus nie dał mu dokończyć.
Pierwotny zaatakował Lockwooda z taką siłą, że ten stracił przytomność. Korzystając z okazji Klaus wyciągnął z tylnej kieszeni Tylera broń, którą prawdopodobnie do mnie strzelał. W ogóle się nie wahał. Po prostu strzelił Tylerowi prosto w serce.
-Problem z głowy - Klaus się uśmiechnął, ale mi na widok martwego Tylera pociekły łzy.
-Kochana, nie ma co płakać. On próbował cię zabić - pocieszał mnie Klaus.
-Wiem, ale... kiedyś go kochałam.
-No właśnie, kiedyś. Teraz najważniejsze jest to, że jesteś bezpieczna.
-Może masz rację.
Klaus nie odpowiedział. Jedyne co zrobił, to zbliżył się do mnie, starł mi łzy z twarzy i przytulił mnie. W jego objęciach od razu poczułam się lepiej.
-A co z Daviną? - zapytałam.
-Najwyraźniej ona i Marcel dostali informację, że już nie są nam potrzebni. Teraz to już nieważne. Najistotniejsze jest to, że pozbyliśmy się zagrożenia.
Wiedziałam, że Klaus ma rację. Nie chciałam przejmować się Tylerem, szczególnie teraz, kiedy okazało się jakim jest dupkiem.
I wtedy do pokoju wparowała Rebekah.
-O mój Boże! - krzyknęła widząc nieżywe ciało Tylera. - A co tu się stało?
-Jak widać, znaleźliśmy sprawcę.
-Słucham?
-Też się zdziwiłam, że to on... - westchnęłam.
Rebekah aż wybuchnęła śmiechem. Z jednej strony może i słusznie zareagowała. Z jej perspektywy ta sytuacja mogła wydawać się naprawdę zabawna.
~Rebekah~
To wszystko jest tak dziwne, że aż śmieszne. Ktoś nagle wpada do Nowego Orleanu, atakuje dziewczynę mojego brata, po czym co się okazuje? Że to jej były chłopak. Ale dlaczego on właściwie do niej strzelał? Pewnie chciał, żeby Nik cierpiał. No cóż, nie wyszło mu to na dobre... Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Tyler się do tego przyznał. Zdążył już poznać Klausa. Mógł się spodziewać, że spotka go kara za takie coś.
-Czy ty płakałaś? - spytałam gdy bardziej przyjrzałam się Caroline.
Dziewczyna pokiwała głową. Kto by pomyślał, że nawet śmierć osoby pragnącej jej śmierci, może wywołać łzy u tej blond wampirzycy.
Zerknęłam ponownie na ciało Tylera i rzekłam:
-Trzeba coś z tym zrobić.
Odwróciłam się w stronę brata i jego dziewczyny. Wtedy zdałam sobie sprawę, że na ten moment przestało ich to obchodzić. Byli zajęci sobą, a dokładniej obściskiwaniem się i całowaniem. Wciąż nie przyzwyczaiłam się do Klausa u boku dziewczyny.