sobota, 30 sierpnia 2014

Część dziewiąta

                                                                ~Caroline~

 Nie, nie, nie, to po prostu niemożliwe. To nie mogło wydarzyć się naprawdę. Nie mogłam tak po prostu pójść do łóżka z Klausem. W zasadzie, to wcale nie poszłam. To wszystko nie odbyło się w łóżku, tylko w lesie, na łonie natury. Zresztą nieistotne gdzie, ważne, że się zdarzyło. Ech, ależ ja jestem głupia. Dałam się porwać do Nowego Orleanu, powiedziałam mu, że jego starania nie pójdą na marne i dałam się całować. Mogłam się domyślić, że prędzej czy później do czegoś takiego dojdzie.
 Nie byłam smutna z powodu tego co się stało. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, nie mogłam powiedzieć, że czułam się źle kiedy "to" robiliśmy. Najgorsze w tym wszystkim były dręczące mnie wyrzuty sumienia. Kiedy tylko przypomnę sobie ilu ta hybryda zabiła ludzi aż bierze mnie na wymioty. Z drugiej jednak strony, może dobrze robię pozwalając Pierwotnemu na to wszystko. Prawda jest taka, że to dzięki mnie nauczył się kochać i przy mnie staje się lepszą osobą. Poza tym w drodze jest jeszcze jego nienarodzone dziecko, a przy nim też musi wiedzieć jak się zachować. Może ten związek (?) naprawdę wyjdzie mu na dobre. No właśnie, zastanawiałam się czy to co jest pomiędzy mną, a Klausem można nazwać związkiem. Żadne z nas nie powiedziało tego na głos, lecz do całowania się i seksu raczej nie dochodzi pomiędzy dwoma znajomymi. No, chyba, że komuś chodzi tylko o jedno. Jednak nawet jeśli Klaus, wiele razy w swoim życiu miał takie podejście wiedziałam, że ze mną było inaczej. Po prostu to czułam. Wiedziałam, że jest we mnie zakochany. Starał się, bardzo. Cierpiał, gdy go odtrącałam. Może  jednak słusznie zmieniłam nastawienie co do niego.
 Rozmyślając nad tym wszystkim poczułam głód. Dobrze, że zabrałam ze sobą zapasy krwi. Nie chciałam się o nie nikogo prosić. Elijah i Hayley byli zajęci sobą nawzajem. Nie miałam pojęcia co brat Klausa widział w tej wilczycy, ale cóż, jak to mówią, serce nie sługa. Nie powinnam zastanawiać się nad tym po tym wszystkim do czego doszło pomiędzy mną, a Klausem. Po wczorajszej rozmowie z Rebeką nawet nie chciałam się do niej odzywać, ale intuicja podpowiadała mi, że prędzej czy później ona sama zacznie mi dogryzać. Nie chciałam, żeby dowiedziała się o tym co zaszło wczoraj w lesie, ale obawiałam się, że jest to nieuniknione.
 Wracając do mojego wampirzego głodu, sięgnęłam po torebkę krwi, aby się nią pożywić. Chyba jednak za długo nie spożywałam krwi, bo jedna torebka mi nie wystarczyła. Na szczęście miałam więcej zapasów.

~Klaus~

 Mówią, że będąc złym nigdy nie będziesz szczęśliwy. Nie do końca się z tym zgodzę. Chyba każdy kto mnie zna ma mnie za złą osobę. A teraz czuję się najszczęśliwszą hybrydą na świecie. Pomijając to, że jestem jedyną hybrydą oprócz Tylera Lockwooda, który na pewno teraz cierpi. Kto by nie cierpiał po stracie takiej dziewczyny jak Caroline Forbes? On ją stracił, a ja już ją zyskałem. Wprawdzie nie ustaliliśmy jeszcze czy jesteśmy razem, ale to co się zdarzyło w lesie chyba mówi samo za siebie. Gdyby tego nie chciała powiedziałaby mi. A Caroline nie protestowała. Zrobiła to z przyjemnością.
 Wyszedłem z łóżka ze szczerym uśmiechem na twarzy. Zszedłem na dół tylko po to, żeby ją zobaczyć. 
 Ujrzałem dokładnie to co chciałem.
Przepiękną dziewczynę gatunku wampir noszącą kręcone blond włosy i czarne ubranie. Dziewczynę, która była wyraźnie zamyślona. Podejrzewałem, że rozmyśla właśnie o wczorajszym zajściu.
-Witaj kochana - zwróciłem się do Caroline, nie zwracając uwagi na resztę rodziny.
-Dzień dobry, Klaus.
-Wręcz bardzo dobry, rzekłbym. Jak się miewasz, panno Forbes?
-W porządku, dziękuję, panie Mikaelson.
Prowadząc ten dialog poczułem się trochę jak swój starszy brat. To Elijah zwykle używał takiego staroświeckiego języka.
-W porządku? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
-Nie, chciałabym z tobą porozmawiać, ale na osobności.
Zauważyłem, że moja siostra przygląda nam się z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy. Nie zwróciłem na to jednak większej uwagi i po prostu przystałem na propozycję Caroline.

~Rebekah~

 Obserwując mojego brata i Caroline doszłam do wniosku, że nie przemówiłam tej wampirzycy do rozsądku. Nie mogłam pojąć jak udało mu się ją tak uwieść. No, bo inaczej bym tego nie nazwała. W zasadzie jednak nie powinnam się o nią martwić.Ona dobrze wie jak okrutny potrafi być Klaus, dobrze wie w co się pakuje. Jeżeli ją skrzywdzi - to będzie jej problem, nie mój. Chociaż trzeba przyznać, że akurat o nią wyjątkowo się stara. Musi mu na niej naprawdę zależeć. Nic i nikt inny go nie obchodzi. Niespecjalnie interesuje się Hayley, matką jego własnego dziecka. No cóż, może kiedy ono już przyjdzie na świat to się zmieni. Może Forbes przynajmniej go czegoś nauczy. Jednak obserwując swojego, lepszego brata, Elijah i Hayley... Czułam, że dziecko prędzej jego niż Klausa będzie nazywało ojcem.

~Klaus~

  Tak jak prosiła mnie Caroline, wyszedłem w raz z nią, aby porozmawiać na osobności. Nie musiałem nawet zastanawiać się czego ta rozmowa będzie dotyczyła. To było zbyt oczywiste. Czułem lekki stres, jednak w tej chwili zdecydowanie przeważało szczęście.
-Posłuchaj, Klaus. Nie mam zamiaru udawać, że nic się nie wydarzyło.
-Przecież nie każę ci udawać.
-Nie chcę też udawać, że nic między nami nie ma.
-Caroline... 
-Ani, że nic do ciebie nie czuję - przerwała mi.
Powiedziała to. Powiedziała to na głos. Powiedziała, że coś do mnie czuje. A raczej zaprzeczyła temu, że nic nie czuje. Nareszcie się doczekałem.
-Caroline, nie musisz udawać - powiedziałem. 
Patrzyła na mnie wzrokiem mówiącym "nie wiem co powiedzieć".
-Kocham cię - więc zrobiłem to za nią.
-Ja...
-Tak?
-Ja... ja... chyba ciebie też.
Kiedy to powiedziała spuściła wzrok. Przybliżyłem się do niej i poczułem jak szybko bije jej serce. Musiało być jej naprawdę ciężko wydusić z siebie te słowa. Nie chciałem jednak, żeby czuła się niekomfortowo więc zamiast cokolwiek odpowiadać tylko ją przytuliłem.
 Staliśmy wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. Nie słyszałem nic prócz bicia serca mojej ukochanej. Czułem się dosłownie jak w siódmym niebie.
-Czy mówiłaś o tym swoim przyjaciółeczkom i Stefanowi? - spytałem Caroline.
-O tym, to znaczy, o czym? - zapytała nieco zmieszana.
-Jak to o czym? O naszym związku.
-Jesteśmy w związku? Chyba jeszcze tego nie ustaliliśmy.
-A czy ustaliliśmy kiedykolwiek, że jesteśmy znajomymi? Zresztą po co coś ustalać? Przecież zachowujemy się dosłownie jakbyśmy byli parą. 
-Tak, wiem, masz rację...
-Wracając do pytania...
-Nie mówiłam. Nie kontaktowałam się z nimi. Ani oni ze mną...
-Chyba czas to zmienić, kochana. Przecież nie zabroniłem ci mieć z nimi kontaktu.
-Jasne - Caroline wyrwała się z moich objęć.

~Caroline~

 A jednak jestem z Klausem. Dzisiaj właściwie wyznałam mu miłość. A to chyba już wystarczający dowód. Nie mogłam się z tym dłużej kryć. Jakkolwiek zareagują na to moi przyjaciele, muszę im o tym powiedzieć. Do kogo powinnam zadzwonić? Elena, Bonnie? Chyba jednak Stefan. Tak, to najlepsze rozwiązanie. Sięgnęłam po komórkę i przeszukując kontakty wybrałam numer mojego najlepszego przyjaciela.
-Caroline, jak miło, że dzwonisz.
-Cześć Stefan. Gdzie jesteś?
-W domu.
-Jesteś sam?
-Damon i Elena są ze mną. Tylko, że są trochę... zajęci - rzekł smutnym głosem.
Biedny Stefan, pewnie musiał oglądać wielką miłość Damona i Eleny wciąż będąc zakochany w dziewczynie brata.
-Coś nie tak? - zapytałam.
-Nie, wszystko w porządku. Radzę sobie.
-Mhmm, na pewno.
-Jak się bawisz w Nowym Orleanie? - zmienił temat.
-Ja... muszę ci coś powiedzieć.
-Mów.
-Ja i Klaus jesteśmy...
-Nie przerywaj.
-Chodzi o to, że... jesteśmy... razem.
-Och...
-Możesz mi powiedzieć jak bardzo okropną jestem osobą, że związałam się z kimś takim. No, dalej mów.
-Caroline...
-Tak, słucham, mów dalej.
-Jesteś okropna! Jak mogłaś związać się z kimś takim?! - powiedziałam to, o co prosiłam lecz w jego głosie słychać było rozbawienie.
-Dziękuję, Stefanie - powiedziałam tylko. - Proszę, przekaż to reszcie, bo ja chyba nie będę w stanie powiedzieć tego każdemu z osobna.
-Oczywiście.
-Dziękuję. Kończę już, cześć, Stefan.
-Pa, powodzenia w związku z Panem Pierwotnym.
 Ta rozmowa sprawiła, że naprawdę mi ulżyło. W końcu się komuś wygadałam. Cieszyłam się, że Stefan mnie za bardzo nie ochrzanił. Najgorsza pewnie będzie reakcja Tylera, ale ona akurat najmniej mnie obchodziła. Tyler to już przeszłość. Skończony rozdział. Teraz zaczynam nowy pod tytułem "Klaus Mikaelson"


wtorek, 26 sierpnia 2014

Część ósma

                                                                  ~Caroline~

 W Nowym Orleanie przebywam nadzwyczaj krótko, a to miasto już zdążyło mi dostarczyć mnóstwo emocji. Nigdy nie zapomnę tej sytuacji z Daviną. Ta dziewczyna ma tylko szesnaście lat, a wydaje się być potężniejsza niż wszystkie czarownice razem wzięte. Prawdę mówiąc trochę się jej boję. W dodatku tego samego dnia powiedziałam Klausowi coś co musiało mu zrobić nadzieję na to, że wkrótce będziemy razem. Nie mogę się teraz z tego wycofać, a właściwie to nawet nie chcę. Po co miałabym się dłużej oszukiwać? W końcu dałam Pierwotnemu się pocałować, pojechałam z nim do Nowego Orleanu i powiedziałam mu, że jego starania nie pójdą na marne. Po tym wszystkim nie potrafiłam wmówić sobie, że nic do niego nie czuję. Musiałam tylko zaczekać na odpowiedni moment.
 W tej chwili dom był prawie pusty. Elijah pojechał zawieźć Hayley do jej ginekologa. Według mnie to Klaus powinien się tym zająć. Wprawdzie nie trawiłam wilczycy, ale to on był ojcem jej dziecka. Jednak z tego co zdążyłam zaobserwować Elijah zadurzył się w Hayley, więc prawdopodobnie nie stanowiło to dla niego problemu. Klaus natomiast wyszedł, aby spotkać się ze swoim przyjacielem Marcelem. Nadal nie docierało do mnie, że ta hybryda może mieć jakichkolwiek przyjaciół, ale nieważne. Zostałam sama z siostrą Pierwotnych, Rebeką.
Pierwotna wampirzyca nie była aż tak nieznośna jak Hayley, ale mimo wszystko czułam się przy niej niezręcznie. Szczególnie kiedy zbliżyła się do mnie i spojrzała na mnie z głupkowatym uśmieszkiem. Odwzajemniłam gest czekając aż Rebekah coś powie.
-Co ty odstawiasz, Forbes? - doczekałam się.
Uniosłam brwi dając jej do zrozumienia, że nie mam pojęcia o czym mówi.
-Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. 
-Nie udaję - Rebekah przewróciła oczami.
-A te wszystkie czułe słówka do mojego brata?
-To chyba nie twoja sprawa - odwróciłam wzrok, żeby nie dać Rebece satysfakcji z mojego zawstydzenia.
-Nie do końca się z tobą zgadzam. Wiesz, za każdym razem gdy byłam szczęśliwa i zakochana, inaczej mówiąc szczęśliwie zakochana Nik odbierał mi to wszystko. Według niego nikt nie był odpowiedni dla jego siostrzyczki. Teraz sam przekonał się co to znaczy kochać. 
-Po co mówisz mi to wszystko?
-Klaus wyrządził zbyt wiele złego, żebyś teraz go uszczęśliwiała. 
Westchnęłam ciężko. Wiem, że w słowach Rebeki jest dużo racji, ale co ja mogłam na to poradzić? Nie mamy wpływu na to czujemy, szczególnie kiedy jesteśmy wampirami.
-Każdy z nas popełnił błędy - odezwałam się. - Nie ma na świecie wampira, który nigdy nikogo nie zabił.
-To prawda - przyznała Rebekah. - Jednak nikt nie wyrządził tyle zła co Klaus.
-Boże, Rebekah... Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Nie zmienię zdania. Daj spokój.
-Więc chcesz być z moim bratem?
Spojrzałam na Rebekę smutnym wzrokiem. Nie potrafiłam powiedzieć "nie", bo okłamałabym samą siebie. A z drugiej strony targały mną wyrzuty sumienia z tego powodu.
-Dobrze, jak chcesz, wiąż się z kimś takim. Ale uważaj. Klaus lubi ranić ludzi.

~Klaus~

 Wyszedłem z domu, aby zobaczyć się ze swoim przyjacielem, Marcelem. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Takich jak to, że Marcel rządzi teraz Nowym Orleanem, a jego szesnastoletnia przyjaciółka Davina, którą uratował podczas rytuału żniw jest tak potężna, dlatego, że zgarnęła moc swoich koleżanek, które wówczas zginęły. Rytuał ten polegał bowiem na poświęceniu młodych czarownic. Straszne, ale przez ponad tysiąc lat swojego życia przyzwyczaiłem się już do zła panującego dosłownie wszędzie.
 Podczas spotkania z przyjacielem to jednak ja zostałem obsypany pytaniami.
-Jak przekonałeś tą swoją blondi, żeby z tobą pojechała?
-Nie musiałem się specjalnie wysilać.
-Tak po prostu opuściła swoje rodzinne miasteczko? Może ją zahipnotyzowałeś?
-Nie musiałem.
-Dlaczego z nią teraz nie jesteś?
-Caroline musi się trochę przyzwyczaić do reszty rodziny. Ale niedługo do niej wrócę.
-Caroline, za cholerę nie mogłem przypomnieć sobie jej imienia.
A ja nigdy go nie zapomnę - pomyślałem, ale nie wypowiedziałem tych słów na głos. Zdałem sobie sprawę, że zaczynam tęsknić za tą śliczną wampirzycą. Pożegnałem się więc z Marcelem i wampirzym tempem powróciłem do domu.

 Z tego co było mi wiadomo Elijah i Hayley mieli dziś jechać do ginekologa, lecz najwyraźniej już wrócili, bo zostałem ich wszystkich w komplecie. Wilczyca leżała na łóżku razem z naszym dzieckiem w swoim brzuchu, a Elijah siedział tuż przy niej. Rebekah zajęła się czytaniem jakiejś książki, a Caroline poprawianiem swojej fryzury. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Była taka słodka. 
-Klaus, widzę, że wróciłeś - powiedziała moja siostra. - Może powinniśmy zostawić ciebie i Caroline samych?
Z chęcią przystałbym na tę propozycję, jednakże zignorowałem pytanie Rebeki i sam zwróciłem się do Hayley.
-Co powiedział ginekolog? - zainteresowałem się.
Zanim zdążyła mi odpowiedzieć zerknęła na Elijah. Co chwilę wymieniali ze sobą jakieś romantyczne spojrzenia, co powoli zaczynało mnie irytować, ale postanowiłem to przeczekać.
-Powiedział, że nasze dziecko będzie silniejsze niż my dwoje razem wzięci - rzekła Hayley.
Byłem negatywnie zaskoczony tą informacją, ale nie miałam najmniejszej ochoty się tym teraz martwić. Dopóki dziecko siedziało w brzuchu chciałem być skupiony jedynie na swojej ukochanej.
-Aha...-powiedziałem. - Caroline, pozwolisz na słówko?
-Tak, jasne.

~Caroline~

 Klaus prosząc mnie na słówko wyciągnął mnie na zewnątrz, zabrał mnie do lasu. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale może po prostu chciał uniknąć świadków. Ani trochę mu się nie dziwiłam. Szczególnie po mojej dzisiejszej rozmowie z Rebeką.
 Zatrzymaliśmy się przy drzewie. Klaus położył swoje dłonie na moich ramionach i spoglądając mi prosto w oczy zaczął mówić swoim cudownym akcentem:
-Caroline, dużo myślałem o tym co mi wczoraj powiedziałaś. A powiedziałaś, że potrzebujesz czasu. Chciałbym wiedzieć ile.
-Klaus, ja... Nie jestem w stanie tego określić.
-Powiedziałem ci coś jak byłaś pijana, więc możesz tego nie pamiętać.
-O czym ty mówisz?
-Kocham cię, Caroline.
Patrzyłam na Pierwotnego w milczeniu przez dłuższą chwilę. Nie miałam pojęcia jak powinnam zareagować. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Klaus zaczął mnie całować.
Na samym całowaniu się jednak nie skończyło. Oboje zaangażowaliśmy się w to tak bardzo, że doszło pomiędzy nami do czegoś odważniejszego...
 Tak, przespałam się z Pierwotnym. Nie planowałam tego, samo wyszło. Czułam się wtedy zbyt dobrze, żeby to przerywać. A to było tylko kolejnym dowodem moich uczuć do Klausa.
______________________________________________________________
Dodałam rozdział. Przepraszam, że tak długo czekaliście. I przy okazji dziękuję @foreverwithpll 
za nagłówek. <3 


środa, 20 sierpnia 2014

Część siódma

                                                                 ~Caroline~

 Im dłużej przesiadywałam w posiadłości Pierwotnych, tym bardziej żałowałam swojej decyzji. Czułam się jak uczennica na jakimś obozie, gdzie wychowawcami są Rebekah i Elijah. Wydawało mi się, że wszystko muszę robić pod ich dyktando. A Hayley? Działała mi na nerwy samą swoją obecnością. Odnosiłam wrażenie, że wszystko kręci się wokół niej tylko dlatego, że jest w ciąży. Klaus był jedyną osobą w tym domu przy której było mi dobrze. To ironia. Najbezpieczniej czułam się przy najbardziej niebezpiecznej istocie na Ziemi. Nie lubiłam kiedy Klaus wychodził z domu i nie zabierał mnie ze sobą. A dzisiaj niestety tak się stało. Nie powiedział ani słowa, po prostu wyszedł. Zostałam sama z Pierwotnym rodzeństwem i ciężarną wilczycą. Siedziałam sztywno na fotelu czekając aż ktoś wyda mi jakiś rozkaz, bo na przykład taka Rebekah lubiła się rządzić. Zamiast tego jednak zagadała do mnie Hayley.
-Słyszałam, że Tyler z tobą zerwał.
-Tak - potwierdziłam.
-To dlatego uciekłaś z Klausem?
-Wcale nie uciekłam. Wyjechałam, bo... zresztą co cię to obchodzi?!
-Tak jakby mieszkasz teraz w moim domu, więc obchodzi. Poza tym Tyler jest moim przyjacielem.
-Cóż, teraz możesz go sobie wziąć.
Hayley spojrzała tajemniczym wzrokiem na Elijah po czym rzekła:
-Jest moim przyjacielem i nie chcę niczego więcej. A właściwie to czemu z tobą zerwał? Przyłapał cię na igraszkach z Klausem?
Przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Minęło tak niewiele czasu, a ja już mam serdecznie dosyć tej dziewczyny.
 Nasz bezcelowy dialog przerwało rozległe pukanie do drzwi.
-Caroline, otwórz! - wreszcie odezwała się Rebekah.
Nie miałam siły ani potrzeby, żeby się przeciwstawiać. Z wielką chęcią odeszłam od Hayley i podeszłam otworzyć drzwi. Gdy już to zrobiłam przed oczami stanęły mi dwie postaci. Jedną z nich był wysoki, czarnoskóry mężczyzna ubrany w ciemną odzież. Tuż przy nim stała ładna brunetka mająca na sobie białą sukienkę do kolan. Wyglądała bardzo młodo, na moje oko nie miała więcej niż szesnaście lat.
-Ciebie jeszcze nie znam - powiedział towarzysz dziewczyny.- Jestem Marcel.
-Caroline - przedstawiłam się.
-Caroline? Caroline Forbes? - zapytał.
-Tak, skąd znasz moje nazwisko? - zdziwiłam się.
-Cóż, Klaus dużo mi o tobie opowiadał. Zastałem go?
-A jednak Klaus ma przyjaciół... Nie, nie ma go.
-A właśnie, że jestem! - zza pleców Marcela usłyszałam brytyjski akcent Klausa.

                                                                           ~Klaus~

 Przebyłem pół Nowego Orleanu, aby odnaleźć mojego przyjaciela Marcela, a tymczasem okazuje się, że on przybywa do mojego domu z jakąś nastolatką i rozmawia sobie z moją Caroline w progu. No, może jeszcze nie całkiem moją. Jednak wierzę w to, że niedługo się to zmieni.
-Wejdź do środka, Marcel. Ty też możesz wejść - zwróciłem się do dziewczyny w białej sukience.
Caroline spojrzała na mnie, lecz za chwilę odwróciła wzrok i ustąpiła przejścia mojemu przyjacielowi i jego koleżance. Wstąpili do środka. Marcel przywitał się z moim rodzeństwem i z Hayley, bo z Caroline już wcześniej zdążył to zrobić. Zaś ciemnowłosa nastolatka wciąż milczała.
-Co cię tu sprowadza, Marcel? - zapytałem. - I kim jest twoja nieśmiała towarzyszka?
-Jestem nieśmiała tylko z pozoru - wreszcie usłyszałem jej delikatny głos.
-Jak to co? Przyszedłem przywitać się ze starym, dobrym, czy raczej złym przyjacielem - zaśmiał się. - A Davina ma rację. Pozory mylą.
Davina, a więc tak miała na imię.
-Nie wmówisz mi, że powinienem bać się tej słodkiej, niewinnej nastolatki.
-Może sama pokaże na co ją stać - zasugerował Marcel.
 Davina tylko wyciągnęła dłoń przed siebie. To wystarczyło, aby zrobił się totalny chaos. Dziewczynom znajdującym się w domu zaczęło rozwiewać włosy. Naczynia zaczęły się tłuc, a meble przewracać. W pewnej chwili Caroline prawie upadła na podłogę. Na szczęście zdążyłem ją złapać.
 Wtedy Davina natychmiast zdała sobie sprawę, że trochę przesadziła i zaraz zaprzestała czarowanie.
-Caroline, nic ci nie jest? - spytałem wampirzycę.
-A ja myślałam, że to Bonnie ma potężną moc - rzekła Caroline jeszcze nieco roztrzęsiona.
-Przepraszam - nastoletnia czarownica podbiegła do Caroline. - Czasem tego nie kontroluję.
Hayley spojrzała na blondynkę z miną pod tytułem "dobrze ci tak."
-W porządku, nic się nie stało - odpowiedziała Caroline, którą wciąż trzymałem w swoich ramionach. - Dziękuję, Klaus.
-To żaden problem, kochana.
-Ciekawe kto to wszystko teraz posprząta - mruknął Elijah.
-Zajmę się tym - zasugerowała Davina.
Kolejne wyciągnięcie ręki nastoletniej czarownicy i wszystko było poukładane jak dawniej.
-No cóż, miło było - odezwał się Marcel. - Wybaczcie ten bałagan. My już będziemy lecieć, chodź Davino. Do zobaczenia Klaus, Rebeko, Elijah, Hayley i... ty, blondi - najwyraźniej zapomniał jak Caroline ma na imię.
Wszyscy odwzajemnili pożegnanie, Marcel i Davina wyszli, a Caroline wyrwała się z moich objęć. Odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy.
-Dziękuję, Klaus -powiedziała. - Dziękuję ci za wszystko. Widzę jak ci zależy i naprawdę doceniam twoje starania. Nie pójdą one na marne, ale proszę, daj mi trochę czasu.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Ostatnio dała mi się pocałować, a teraz słyszę z jej ust takie słowa, które mówi mi prosto w oczy. Narobiła mi dużej nadziei i czułbym się zraniony gdyby w końcu powiedziała mi, że wcale nie chce ze mną być. W tej chwili jednak byłem szczerze szczęśliwy.





niedziela, 17 sierpnia 2014

Część szósta

                                                                 ~Klaus~

 Szczęście dopisywało mi jak nigdy dotąd. Już dziś wyjeżdżam do Nowego Orleanu, a Caroline Forbes razem ze mną! A ten pocałunek, którym ją obdarzyłem, był genialny. Ogromnie cieszyłem się, że postąpiłem w ten sposób. Kto wie, może posunąłem się trochę za daleko, jednak po zabiciu tylu osób ciężko wzbudzić we mnie poczucie winy tak delikatnym gestem.
 Caroline poprosiła mnie, abym dał jej trochę czasu na pożegnanie z przyjaciółmi. Nie potrafiłem jej odmówić. Wciąż nie docierało do mnie, że była w stanie tak po prostu ich wszystkich zostawić. Przez cały czas nurtowało mnie pytanie czy przyjacielem nazywa również Tylera Lockwooda. Na wszelki wypadek wolałem jednak nie zawracać tym głowy Caroline. Temat jej byłego chłopaka raczej żadnemu z nas nie będzie sprzyjał.
 Postanowiłem więc cierpliwie czekać na swoją ukochaną i cieszyć się tym co już osiągnąłem. A jak na tak krótki czas osiągnąłem naprawdę dużo. W końcu nazywam się Klaus Mikaelson.
                                                             
                                                               ~Caroline~

 Od pocałunku Klausa nie miałam w głowie nic innego. No, może poza tym, że owa hybryda ma zostać tatusiem. I tylko dlatego powraca do Nowego Orleanu zabierając mnie ze sobą. To wszystko było tak nieprawdopodobne, iż momentami miałam wrażenie, że to tylko sen, z którego za niedługo się wybudzę.
 To jednak nie był sen. To wszystko działo się naprawdę. Już dzisiaj miałam wyjechać z Pierwotnym do Nowego Orleanu. Jednak zanim to nastąpiło koniecznie musiałam pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi. Chciałam zrobić to osobiście, dlatego zaprosiłam ich na spotkanie w Mystic Grill.
 Przyszli wszyscy. Elena z Damonem, Bonnie z Jeremy'm, Stefan, Matt, a co do Tylera... cóż, nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
-Caroline, coś wielkiego się wydarzyło, że nas wszystkich tu zwołałaś? - zapytała Elena.
-Właściwie to nie... Jeszcze nie - odpowiedziałam.
-Jeszcze? - dociekała Bonnie.
-Eleno, Bonnie, Stefanie, jesteście najlepszymi przyjaciółmi jakich można sobie wymarzyć i dziękuję wam za wszystko.
-Caroline... - zaczął Stefan, ale mu przerwałam.
-Matt, Jeremy, wam też dziękuję. Za to, że byliście w tych trudnych i niebezpiecznych chwilach i wytrwaliście jako nie-wampiry.
-A ja? - upomniał się Damon.
-Ach, tak. Damon, dziękuję, że poczęstowałeś mnie wódką. Topienie smutków w alkoholu jest skuteczne, przynajmniej na chwile.
 Moi przyjaciele wybuchnęli śmiechem, lecz trwało to zaledwie chwilę. Za moment spoważnieli.
-Caroline, przejdź już do rzeczy, proszę - nalegał Stefan.
-Opuszczam Mystic Falls. Wyjeżdżam do Nowego Orleanu i proszę, nie zadawajcie mi już więcej pytań.
-Do Nowego Orleanu? - zaczeła Elena - Czekaj, to tam gdzie Kla...
-Powiedziałam, że nie chcę więcej pytań! - przerwałam przyjaciółce. - Przyszłam, żeby się pożegnać, tak więc... Cześć wam.

~Elena~

 Zachowanie Caroline mnie zaniepokoiło. Chciałam tylko dowiedzieć się dlaczego wyjeżdża i dlaczego akurat tam, do Nowego Orleanu, miasta które ma duży związek z rodziną Pierwotnych. A ona, zanim zdążyłam dokończyć zdanie strasznie się zdenerwowała i po prostu wyszła. Martwiłam się o nią, a sądząc po minach moich przyjaciół, brata i chłopaka, to nie tylko ja.
-Czy ktoś z was wie co się dzieje z Caroline? - zapytał milczący dotąd Matt.
-Nie mam pojęcia, ale martwię się o nią - przyznała Bonnie.
-Obawiam się, że to ma związek z pewną Pierwotną hybrydą - powiedział Damon.
-A ja obawiam się, że Damon ma rację - rzekłam.

~Caroline~

 Po tym niezbyt przyjemnym pożegnaniu z moimi przyjaciółmi wróciłam na chwilę do domu, żeby zabrać swoją walizkę i zostawić mamie list z wiadomością o moim wyjeździe. Nie mogłam z nią o tym porozmawiać, bo ona była zbyt zajęta pracą, żeby znaleźć na to czas. Szczerze powiedziawszy nie miałam pewności czy w ogóle zauważy i przeczyta mój list.
 W moim życiu to była norma, przyzwyczaiłam się już.
 Dokończyłam więc pisanie i ruszyłam w stronę mieszkania Klausa. Jako wampir, miałam możliwość szybkiego przybycia na miejsce, więc też z niej skorzystałam. Okazało się, że Klaus już czeka na mnie przy samochodzie.
-Dzień dobry, kochana - przywitał się. - Cieszę się, że przyszłaś.
-Cześć, Klaus.
-Pozwól, że schowam tę walizkę.
-Może być trochę ciężka - ostrzegłam.
-Co to dla mnie, Pierwotnej hybrydy?
-No tak, racja.
-Wsiadaj, proszę.
 Posłusznie wręczyłam Klausowi swoją walizkę i wsiadłam do jego samochodu. Za moment Pierwotny również znalazł się wewnątrz pojazdu, tyle, że za kierownicą.
-Jak tam pożegnanie z przyjaciółmi? - zapytał Klaus z dziwnym naciskiem na ostatnie słowo.
-Nie pytaj - odpowiedziałam krótko.
-Coś się stało?
-Nie pytaj - powtórzyłam.
-Jak się czujesz po wczorajszym? - zmienił temat.
-Masz na myśli...?
-Tak - oboje wiedzieliśmy, że chodzi o pocałunek, nie musieliśmy wymawiać tego słowa.
-Jestem w szoku - powiedziałam szczerze.
Klaus nie odpowiedział. Patrzył jedynie na drogę i zauważyłam, że zamyślił się nad czymś. Nie wiem czy myślał o mnie, czy może o swoim dziecku, ale nagle do głowy wpadło mi pewne pytanie.
-Klaus? - zaczęłam.
-Słucham, kochana.
-Co cię łączy z Hayley?
-Nic - wzruszył ramionami.
-Nic? A dziecko?
-To był tylko szybki seks. Nie wiedziałem, że to się tak skończy,
-A jednak jedziesz dla niej do Nowego Orleanu.
-Nie dla niej, dla dziecka!
-Dla JEJ dziecka - podkreśliłam.
-Och, daj spokój Caroline. Zazdrosna jesteś czy co?
-Nie - powiedziałam, choć sama nie byłam pewna. Poczułam, że się rumienie.
Dalej już jechaliśmy w milczeniu.

~Klaus~

 Jazda w ciszy była bardzo niekomfortowa, dlatego cieszyłem się, gdy dotarliśmy na miejsce.
-To tutaj - oznajmiłem Caroline.
-Niezła chata.
-W środku możesz spodziewać się mojego rodzeństwa, no i Hayley.
-Czy naprawdę wszyscy musimy mieszkać pod jednym dachem?
-Jeśli mam mieszkać z tobą i ze swoim dzieckiem, to tak.
 Pociągnąłem Caroline ze sobą do środka.
Otwierając drzwi ujrzałem ciężarną Hayley, która rozmawia sobie z moim braciszkiem. Zobaczyłem też Rebekę gotującą coś co pachniało jak... mleko.
-Klaus, jednak jesteś - spostrzegła wilczyca w ciąży.
-I nie jest sam - zauważył Elijah. - Witam, Caroline Forbes. Jak mój brat cię przekupił?
-Nie przekupił. To była moja decyzja.
-Jednak coś musiało skłonić cię do jej podjęcia.
-Miałam swoje powody. Gratulacje - moja ukochana zwróciła się w stronę Hayley.
-Dzięki - odparła niepewnie matka mojego dziecka.
Złowrogie spojrzenia jakie rzuciły na siebie Caroline i Hayley nie wróżyły nic dobrego. W głębi duszy jednak miałem nadzieję, że uda im się jakoś dogadać.