niedziela, 12 października 2014

Część czternasta

                                                              ~Caroline~

 Mam totalny mętlik w głowie. Wprawdzie Rebekah zdążyła już pozbyć się ciała Tylera, ale ja odnoszę wrażenie jakbym wciąż miała je przed oczami. Nadal czuję ten zapach, w końcu jestem wampirem i mam bardziej wyczulone zmysły. Śmierć Tylera sprawiła, że zupełnie inaczej spojrzałam na jego osobę i nasze wspólne wydarzenia z przeszłości. To prawda, że gdzieś w głębi duszy towarzyszył mi smutek spowodowany tym, iż Tyler nie żyje, bo w końcu był moją pierwszą miłością... Bardziej jednak nurtuje mnie coś innego. Mianowicie fakt o pragnieniu Lockwooda dotyczącego cierpienia osoby, którą kocham w tej chwili. Rozumiem, miał do niego żal, ale żeby posunąć się do tak absurdalnego wykroczenia? Nie nadejdzie taki moment, w którym zrozumiem jego postępowanie. Zresztą nawet nie ma co gdybać, tak czy inaczej Tyler Lockwood jest martwy.
 No cóż, przynajmniej teraz jestem bezpieczna. To wszystko dzięki Klausowi, osobie uchodzącej za jedną z tych najgorszych. Ale to nieprawda, że jest zły i bezuczuciowy. Gdyby tak było, nigdy by się we mnie nie zakochał i nie uratowałby mojego życia. Zawdzięczam mu więcej niż może się wydawać. Kocham go i chcę spędzić z nim wieczność.

                                                      ~Klaus~

 Zabiłem Tylera Lockwooda i jestem z siebie dumny. Caroline już nic nie grozi, jest bezpieczna, a ja znów mogę cieszyć się życiem, które z nią dzielę.
 Wszyscy zdążyli dowiedzieć się już o tym co się stało. Hayley jako jedyna wydawała się być niepocieszona. To zrozumiałe, w końcu Tyler był jej przyjacielem. Nie mogłem jednak mu odpuścić, tylko przez wzgląd na jego bliższą relację z wilczycą.
 Korzystając z tego, że cała rodzina była zgromadzona w jednym pomieszczeniu oznajmiłem:
-Możemy świętować.

Na te słowa Caroline zareagowała niewyraźnym uśmiechem i zmieszanym spojrzeniem. Natomiast Hayley…
-Świętować? Co wy chcecie świętować? Śmierć mojego przyjaciela?
-Twój przyjaciel chciał zabić moją dziewczynę, wilczku! – zareagowałem. – Zresztą nie martw się, i tak nie możesz spożywać alkoholu.
Hayley wyraźnie oburzona przewróciła oczami. Zignorowałem to i wyciągnąłem z szafki butelkę bourbonu.

-Nie wiem czy powinnam – rzekła Caroline niepewnym tonem.
-Daj spokój kochana – odpowiedziałem. – On próbował cię zabić.
-Nadal to do mnie nie dociera – westchnęła.
-Nie przejmuj się. Już po wszystkim. Po prostu pij.
Caroline pokiwała głową, tak jakby chciała przyznać mi rację i wzięła do ust łyk alkoholu. Rebekah też nie pogardziła. Pewnie towarzyszyłby nam również Elijah, gdyby Hayley nie wybiegła na górę. Musiał polecieć za nią, to było do przewidzenia.

                                                          ~Elijah~

 Podczas kiedy moje rodzeństwo i Caroline świętowali śmierć Tylera i bezpieczeństwo dziewczyny mojego brata chciałem im towarzyszyć, ale nie mogłem. Hayley pobiegła na górę bez słowa. Chyba była smutna. Nie dziwiło mnie to, gdyż Tyler był jej przyjacielem.
 Pomijając fakt, że jestem zdania, iż Niklaus słusznie postąpił, to martwiłem się o Hayley. Musiałem ruszyć za nią. Nie mogłem jej zlekceważyć. Nie wybaczyłbym sobie tego.
 Dostrzegłem wilczycę siedzącą pod ścianą, skuloną i ze smutnym wyrazem twarzy.

-Hej – zbliżyłem się do niej. – Wszystko w porządku?
-Nie, Elijah. Nie jest w porządku. Wszyscy świetnie się bawią, bo mój przyjaciel nie żyje, a ja muszę na to patrzeć. W dodatku jestem w ciąży i chyba niedługo urodzę dziecko.
-Dlaczego sądzisz, że to już niedługo?
-Bo mam coraz więcej objawów. Całą noc wymiotowałam. W środku cały czas czuję jak mnie kopie, jakby pragnęła już wydostać się na zewnątrz.
-Pragnęła?
-Przypuszczam, że to dziewczynka.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić.
-Zawiozę cię do lekarza.
Tak też uczyniłem. Zabrałem Hayley do samochodu i zawiozłem ją do ginekologa. Skoro już ma takie objawy i niebawem ma urodzić dziecko, to należy ją zbadać.

                                                   ~Caroline~

 Czułam się dziwnie opijając śmierć Tylera. Miałam wyrzuty sumienia. Czy nie powinnam jej opłakiwać? W końcu był moją pierwszą miłością Zastanawianie się nad tym coraz bardziej mnie dobijało, dlatego skupiłam swoją uwagę na czymś innym. Mianowicie na Klausie. Teraz kocham tylko jego i nikt inny nie może mi go zastąpić.
-Klaus, pozwól na chwilkę.
Nie zaprotestował. Poszedł za mną do osobnego pomieszczenia. Zostawiliśmy Rebekę samą, ale nie sprawiła wrażenia przejętej.
-Co jest, kochana?
-Nic. Po prostu chciałam spędzić z tobą czas. Sam na sam.
-Z chęcią – spojrzał mi prosto w oczy.
Chyba wyczuł czego pragnę.

 Zaczął mnie bardzo namiętnie całować, a ja bez chwili wahania odwzajemniałam ten piękny gest. Jednak od całowania się wszystko zaczęło. Później zaczął mnie rozbierać, a ja ściągałam ubrania z niego. Aż w końcu wylądowaliśmy razem w łóżku. I wtedy zapomniałam o wszystkim. O całej, otaczającej nas szarej rzeczywistości. Jedyne na co zwracałam uwagę to Klaus Mikaelson. Ten moment był jednym z najpiękniejszych i na pewno niezapomnianych w całym moim życiu.